Igor Strawiński
Igor Strawiński (1882-1971), kompozytor rosyjski, wywodził się z polskiej rodziny szlacheckiej, dawno zruszczonej, lecz kultywującej pamięć o przynależności rodu do herbu Sulima. Mieszkał kolejno w Rosji, Szwajcarii, w Paryżu i Nowym Jorku. Jako uczeń Rimskiego-Korsakowa kontynuował zrazu – w radykalnej dźwiękowo postaci – narodowe tradycje Potężnej Gromadki. Związany z zespołem Baletów Rosyjskich Diagilewa zabłysnął serią genialnych dzieł – Ognisty ptak, Pietruszka, Święto wiosny – które przyjmowano w Europie z zachwytem lub oburzeniem, lecz nigdy obojętnie. Wykształcił wówczas indywidualną technikę organizacji formy za pomocą tzw. partonów, czyli kontrastowych pomysłów muzycznych, których dosłowne lub odmieniające się powtórzenia montował według określonego porządku, wykorzystując zmienne metra. Eksperymentował z różnymi formami scenicznymi, rozmyślnie uproszczonymi, opartymi na powszechnie znanych baśniach (Historia żołnierza). Około 1920 zwrócił się ku tradycjom dawnej scenicznej muzyki francuskiej i włoskiej (balet Pulcinella, uważany za jedno z czołowych dzieł neoklasycyzmu), twórczości J. S. Bacha i muzyki religijnej (Symfonia psalmów), by w czasie II wojny, przebywając w USA, nawiązać do miejscowych tradycji symfonicznych i jazzowych (Ebony Concerto, Symfonia w trzech częściach). W napisanej już po wojnie operze Żywot rozpustnika dotarł do punktu, w którym poczuł konieczność radykalnej zmiany. Zaadaptował wówczas środki techniki dodekafonicznej, dostosowując je do swego indywidualnego stylu i sposobu organizacji formy (m.in. Canticum sacrum, Agon, Potop i ostatnie arcydzieło – Requiem canticles z 1966).
Muzyka Strawińskiego i jego postawa estetyczna wyrażona również w licznych pismach, nieraz budziły kontrowersje. Jego sprzeciw wobec postulatu „postępu w sztuce” i odrzucenia tradycji, formułowanego przez teoretyków awangardy 1. połowy XX wieku sprawił, że Th. W. Adorno uznał go za „restauratora przeszłości”, za wzorzec współczesnego twórcy stawiając Schónberga. Jednak to dzieła Strawińskiego, który – jak sam wyznał – myślał o muzyce w kategorii piękna, weszły do repertuaru światowego na równi z dziełami Bacha i Beethovena.